czwartek, 16 sierpnia 2012

Bo nie wszystko jest tak, jakie się wydaje

Różne powstały teorie na temat tego, co było na początku, i tego, o tym jak było na początku, nie wie nikt i w tym nikt zawiera się także moja osoba, wiadomo. Ale co było, to było, i po tym początku było wiele rzeczy, a o jedną rzecz w konkretnym punkcie czasowym mi się rozchodzi, bo było to pytanie. Pytanie do Korwina.

http://www.youtube.com/watch?v=I8PftGiwZdQ

Co odpowiedział Korwin, to można sobie posłuchać, a ja w skrócie powiem, że Korwin powiedział: "Biblia, a szczególnie ST są prokapitalistyczne" i podał kilka przykładów na poparcie. Jakich - można posłuchać.

I do tej pory ja się z Korwinem zgadzałem i nawet zgadzam się dalej, ale co sobie obmyśliłem, patrząc szerzej to zaraz przeczytacie. Dokładnie nie wiem co sobie obmyśliłem(w sensie tego JAKIE to JEST, a nie co konkretnie, bo co wymyśliłem, to wymyśliłem), ale wymyśliłem tak:

Na początku to było - co było, ale potem był Raj(a może Raj był na początku?). No i tam różne rzeczy były, nieważne, ważne tylko i trzeba to zapamiętać: wszystko było świetne, doskonałe, idealne(jedna "jakość"). I potem byli Adam i Ewa, i oni zjedli "jabłko" i poznali dobro i zło. No i wiadomo - nie było tak super potem. Dalej wymyśliłem tak: to co mówił Korwin i co napisali, odnosiło się do czasów po wygnaniu z Raju. I to był kapitalizm.

Tutaj miałem zrobić - w swoim stylu - wielki skrót, a raczej przejść do tego, co dalej, ale muszę wyjaśnić o co mi się rozchodzi, żeby wszystko było klar.

Jak jest kapitalizm, to są marki dobre i złe, drogie i tanie(kolejność nie jest odpowiadająca w sensie dobre-drogie, złe-tanie i na przemian). Wiadomo - jak ktoś ma kasę, to kupuje drogie, luksusowe, każdy sobie na to nie pozwoli, a jak nie - to nie ;] Dalej to idzie tak, że jak wszyscy się bogacą(nazwijmy to socjalizmem - każdy na tym samym standardzie życia, w tej materii chciałbym zachować socjalizm dla tego tekstu i to jest bardzo ważne, aby nie było opacznie rozumiane. Socjalizm mógłbym zastąpić pojęciem egalitaryzmu, to tak dla "uściślenia"). Jak biedaki kupują dobre marki, luksusowe, bo teraz ich stać i można to zaobserwować na przykładzie okularów marki Ray Ban - były luksusowe(ja się nie znam, tak mówili) i jak każdy zaczął je nosić - to co to za luksus?

Więc uściślając(bo jak czytam co napisałem, to tracę wątek i tym bardziej podziwiam, jeśli ktoś się połapie, niestety jestem zbyt leniwy na korektę): w Raju było wszystko cacy, bo nie było "dobre i złe". Nie wiem, czy wszystko było "dobre" w kontekście metafizycznym, odpowiednie dla Raju, "rajowate"(przepraszam za tego potworka językowego), doskonałe, czy było może "pomiędzy" dobrym i złym - nijakie? pośrednie? Nie wiem też jaki jest socjalizm i czy stawiając znak równości między "rajowatym" a socjalizmem nie popełnię gafy, albo stawiając znak równości między pośrednim i socjalizmem, ale chodzi o to, że kapitalizm odnosi się do świata, który był po Raju, czyli do świata nierówności - dobra i zła(występują też stany pośrednie - nie przeczę, ale dobro i zło występuje), a socjalizm(egalitaryzm) jest odpowiednikiem Raju, gdzie wszystko jest takie samo(jakościowo). Nie ma(w socjalizmie/Raju) tej nierówności, która występuje w świecie realnym/kapitalizmie.

Mam nadzieję, i taką mam też teorię, że ostatnie zdania są zdaniami wyjaśniającymi i są w miarę przejrzyste jeśli chodzi o treść(da się je zrozumieć).

Nie chcę, żeby ten tekst był zrozumiany jako próbę "obrony" socjalizmu(lewactwa) poprzez przyrównanie jej do raju(tutaj specjalnie małą literą i jest to różne od Raju pisanego wielką). Tekst ma na celu podzielenie się pewną myślą, która zaświtała w mojej głowie, uchwycenia jej, spisania - w lepszy lub gorszy sposób -, próby nowatorskiego spojrzenia, zachęcenia do własnych przemyśleń, bo powtarzam: nie moim celem była obrona "równości", a tylko stworzenie pewnej analogii(błędnej czy trafnej - musiałbym pomyśleć i ocenić lub ktoś musiałby mi wytknąć te błędy).

Aczkolwiek myślę, że socjalizm to nie raj na nasze możliwości ;]












czwartek, 28 czerwca 2012

Zrozumienie

(Z)r/Rozumienie jest bardzo ważne i często jest omijane, przynajmniej ja mam takie wrażenie. Bo całe sedno jest w tym, aby zrozumieć. Bo jak się wie, a się nie rozumie to jest lipa. Lipa straszna. Chodzi o to, żeby zrozumieć.

Jak ktoś czytał "całego Eragona"(serię) to wie, że Galbatorix był zły(nie dla siebie - w swoim przekonaniu) i chciał Eragona na swoją stronę przeciągnąć, i wtedy już nikt nie walczyłby z nim, i byłby nowy porządek świata. Eragon jednak walczył(z nim) i w części 4 tomie 2gim Eragon z Galbatorixem się spotyka w walce. Galbatorix to jest przekoks i co by nie wykombinowali(Eragon nie był sam dlatego liczba mnoga), to zawodziło. Nie ma mocnych na niego(Galbatorixa). Nawet moc 100 smoczych serc(Eldunari) nie pomogła. Żadna magia nie działała, zero luk w jego obronie. No nie działało nic i Galbatorix o tym wiedział, i wiedzieli i oni. On tylko nie wiedział dlaczego się stawiają, skoro jego nowy świat będzie taki piękny. Eragon w końcu się z tej bezsilności prawie "poddał" i tylko chciał tego, żeby Galbatorix zrozumiał, że to co robił jest złe. No i rzucił czar i te 100 smoczych serc się dorzuciło do czaru. Czaru zrozumienia.

I wtedy Galbatorix zrozumiał. Zrozumiał i przegrał.

I to nie jest tak, że przegrał, bo zrozumienie do przegranej prowadzi, o nie. Tylko że bez zrozumienia się błądzi. I dużo osób jest niby takich mega(mądrych), a warto wspomnieć, że Eragon słaby też nie był, bo miał za sobą(i ze sobą też, przy sobie znaczy) dużo różnych power up'ów, i wiedzą wszystko niby(dużo osób), i jak się coś mówi to nie ma opcji, żeby im przemówić do rozsądku, no nie idzie po prostu. Oni wiedzą. Wiedzą swoje.

Eragonem to ja nie jestem i czaru zrozumienia też nie rzucę i choćbym nawet błagał na kolanach: "zrozumcie wreszcie" i szlochał i walił głową o ziemię i nie wiadomo co jeszcze, to nie zrozumieją. No po prostu nie.


środa, 27 czerwca 2012

Zeszmacona kurwa.

Pierwszą myślą po przeczytaniu tytułu może być zgwałcona prostytutka Andrzeja Leppera. Może, ale nie powinna i najwyższe moce(nie użyję "broń Panie Boże", wiadomo dlaczego ;]) powinny mnie i was od tego chronić, bowiem kurwa nie będzie antropogeniczna, a socjologiczno-filozoficzna i nie wiem jeszcze jaka -czno/-czna.

Albowiem kurwa została zeszmacona. Na własne życzenie została zeszmacona. Jak ściera. Zdjęli ją z wysokiego miejsca i lu o podłogę! Szmata.
Dziwne to zjawisko, gdzie najbardziej polski(oprócz Polski) wyraz "kurwa", który oddawał wszystkie emocje i potrafił nazwać wszystko został użyty jako sztandarowy wyraz polskości. Chodzi mi o to, że zaczęliśmy się kurwą nadmiernie ekscytować. Została wydana kurwa na populistyczną śmierć. Kurwa to, kurwa tamto, kurwa taka fajna... Kurwa zawsze z nami była, a teraz została zeszmacona i wstyd mi pomyśleć "kurwa" gdy idę ulicą(idę chodnikiem, ale chodnik jest częścią ulicy w sensie nazwy np. chodnik jest częścią ulicy Struga<jest w ogóle chodnik na Struga?>) i jakaś stara baba zachodzi mi drogę albo się wlecze. Albo jak jakiś dres patrzy się nienawistnym wzrokiem, bo tak go nauczyła ulica(nienawistnego spojrzenia go nauczyła) ;] Patrzę w te jego złe oczy i myślę sobie "kurwa". I jest mi wstyd, bo kurwa stała się zbyt mainstreamowa. Była kurwą sztandarową, honorową, emocjonalną, idealną. Stała się kurwą publiczną, choć i tak publiczną była, bo używał jej każdy, ale publiczną kurwą przydrożną, a nie pałacową. I tak się stało i jest mi wstyd.

Kurwa wyrażała polską wielokulturowość i tradycję i nie mam tu na myśli kultury  :
-Where are u from?
-Poland
-Ooooh! Poland. Vodka
-Yeah! Vodka.

Poland, vodka, kiełbasa, złodzieje. Nie. Tylko wielozadaniowości(narodu polskiego), otwartości, wysokiego stopnia empiryczności.

Kurwa stała się kurwą polaczkowatości, kurwą zeszmaconą. I zeszmaciliśmy ją na własne życzenie okazując nadmierne nią zainteresowanie i ekscytując się polską kurwą. Stała się symbolem najniższego sortu "popkultury" i niedługo paparazzi zaczną jej robić zdjęcia.

Bo kurwa stała się szmatą.

Kurwa(wstyd).

czwartek, 14 czerwca 2012

Jak to możliwe?

Zajrzałem sobie do Kołakowskiego i czytam moje dopiski i komentarze i czytam, i czytam, i widzę, że coś jest nie tak. Bo czasami piszę bzdury, albo może zapomniałem co miałem na myśli i teraz mi się to wydaje głupie? Nie wiem, nic nie wiem, i ja to wiem. I wiedzą też inni. Chyba.

Bardzo fajną myśl stworzył Heidegger i mówi tak: brak autentyczności jest upadkiem. Upadkiem człowieka. I to nie jest tak, że ta autentyczność jest nakazem moralnym, albo że się autentycznym być powinno. O nie!, tylko że jeśli jest jakaś cnota zwierzchnia, to jest to autentyczność właśnie, bo nie narzuca pewnych zasad, nie mówi nikomu jak mam żyć ja czy ty, a wszyscy chcemy być autentyczni, być sobą.

I to jest bardzo piękna myśl.

Czy coś może być bardzo piękne? Albo bardzo świetne? Niezbyt to brzmi, ale powtórzę jeszcze raz: bardzo piękna ta myśl.

Bądźmy autentyczni.

wtorek, 5 czerwca 2012

Ten tytuł nie zachęca...

...nieprawdaż?

Muszę... wróć. Chcę napisać notkę. Chciałem. Teraz też chcę, ale chęć nie może zaiskrzyć i pięknym ogniem żywota twego(i mojego również) zamienić się w pomysł.

Już wiem.

Kiedyś miało być o tym co nam śmierdzi. Teraz będzie, chociaż trochę. Nie wiem jeszcze ile, ale będzie. I będzie o czymś innym też. Chyba. 

Było późno. Dość późno. Zapewne po 22, może 23? Co to znaczy "późno"? Jak to mierzyć? żartuję. Było późno, za szybą migały światła, jedno po drugim, jedno po drugim(2x). I tak ciągle. A ja siedziałem i się w nie wpatrywałem. Panowała cisza, względna cisza, bo przerywana jedynie odgłosem szumiącego tramwaju. Cisza została przerwana. W pewnym momencie. Metaforyczna cisza. Wsiadł Pan. Pan Menel. Pan Menel zakłócił wszystko i śmierdział. Tak śmierdział, że zakłóciło to ciszę. Metaforyczną ciszę. Usiadł. Pan Menel usiadł. A ja siedziałem 3 miejsca za nim. Uff...czyżby? Cisza została zakłócona dość...znacznie. 
-Przepraszam, czy mógłby Pan wysiąść, wziąć kąpiel(ang. take a bath) i wrócić? - powiedziałem.

W myślach powiedziałem. Niekoniecznie tak, jak napisane, ostrzej. Trochę.
Bo mi śmierdziało. A Pan Menel nie wiedział, że śmierdziało. Albo wiedział, ale się tym nie przejmował. Albo oba - nie przejmował się tym, że nie wie. Mu nie śmierdziało. A mi tak. Innym pewnie też.
Szkoda.

Szkoda nerwów.

Moich,

Twoich,

Cudzych,

Wszystkich. 

Po co?

Znasz to? No jasne! ;]

To nam śmierdzi, a to co nam śmierdzi, może komuś nie śmierdzieć, a ja nie chcę. Nie chcę zakłócać ciszy, mimo że ta została zakłócona, równowagi, dwóch przeciwstawnych sił. Jak yin i yang, jak proton i elektron. Chyba nikt nie chce. Czasami trzeba. Czasami śmierdzi, ale śmierdzi tak, że się wytrzymać nie da. Często myślimy, że to już ten moment, ale nie, bo można dalej, bo cisza naszego umysłu nie została naruszona na tyle, żeby powiedzieć:

-Przepraszam, czy mógłby Pan wysiąść, wziąć kąpiel(ang. take a bath) i wrócić?

Wszystkim śmierdzi, nie reaguje nikt. Prawie. Czasami tylko, bo śmierdzi i to śmierdzi bardzo.
Szczurom też śmierdzi. Chyba. Nie wiem. Nie znam się na szczurach. Nie jestem nim. Tak myślę. Natomiast szczurom śmierdzi po. Nie przed, nie w trakcie, tylko po. Bo po już nie śmierdzi, ale śmierdziało. I szczury o tym pamiętają, że śmierdziało i to mocno. Bardzo mocno. Ale ciszę zakłócają po. Ciszę, która dążyła do ponownego wyciszenia, harmonii. Ustatkowania się. Kto by nie chciał być ustatkowanym? Chyba tylko chaos, bo taki jest po prostu. Immanentny chaos chaosu. 

Szczur krzyczy.

Ja milczę.

Krzyk.

Cisza.

Wrzask.

Cisza.

Wrzask.

-Przepraszam, czy mógłby Pan wysiąść, wziąć kąpiel(ang. take a bath) i wrócić?

Cisza. Szczurza cisza.

I moja też.

Nasza.

Nie jest to przyjemne? No nie jest? 

Cisza.

Przepraszam, moglibyście wysiąść, wziąć kąpiel(ang. take a bath) i nie wracać?

Dziękuję. Kontempluję.

Już jest po.

Szczur otwiera paszczę.

Musi?, nie mógł przed?, w trakcie?

Cisza.




niedziela, 27 maja 2012

Opowiem wam bajeczkę... o Jabłuszku.

Bajeczka dla dzieci.

Ekhm...

Rosło sobie drzewko - jabłonka. Jabłonka była drzewkiem, bo bycie jabłonką oznacza równocześnie bycie drzewkiem(choć bycie drzewkiem nie oznacza byciem jabłonką, klar?). Na drzewku rosły Jabłuszka.

Koniec bajki.

Teraz będzie o prawdzie.

Załóżmy, że ja powiem, że jabłko jest czerwone, a podejdzie druga osoba i powie, że jest zielone. Czy istnieje taka własność, która przez niektórych jest określana prawdą jedyną(oczywistą, Bóg jest prawdą), która określa kolor jabłka? No nie, bo mimo tego, że kolor jest własnością, to nie istnieje taka własność, że jabłko jest czerwone i zielone, bo wszystko zależy od tego, kto patrzy. No po prostu nie istnieje taka cecha wrodzona dla jabłka, która mówi, jakie ono jest. No nie istnieje. Może być dla mnie czerwone, dla kogoś zielone, a dla jeszcze innej osoby brązowe. I już, i tak jest.

Tylko czy to znaczy, że prawdy nie ma/jest różnoraka?

Niekoniecznie.

Jeśli pominiemy wszystkie teorie, że świat jest iluzją, nie istnieje i takie różne, tylko założymy, że świat jest - bo jest, bo inaczej bym tego nie pisał, a wy nie czytali, to możemy stwierdzić takie coś, że prawda może być jedna i ta jedna prawda np. może objawić się w tym, że ja powiem: Tomek wczoraj umył zęby. Jeśli Tomek umył zęby, to jest to prawda i jakby nie patrzeć, to nie może być to dla mnie czerwonym kolorem, a dla kogoś zielonym. No nie może, bo umył i to jest prawda.

W tym momencie możemy więc powiedzieć, że prawda może być różna(dla mnie jabłko jest czerwone, a dla kogoś zielone), natomiast może istnieć prawda jedna, która objawia się w działaniach, a nie w(e) własnościach konkretnych obiektów.

Bądź tu mądry, człowieku.

To była opowieść o prawdzie i diss na wszystkich tych, którzy stwierdzają, że prawda jest zawsze jedna(i wersja dla wierzących w boga: Bóg jest Prawdą). No nie jest, nie zawsze.

PS Jeszcze wywód będzie o "Bóg jest Prawdą" - nie możemy stwierdzić, czy bóg istnieje(jak w przypadku Tomka, który myje zęby, nie możemy stwierdzić, czy to prawda, dopóki nie dowiemy się, że Tomek je umył). Możemy stwierdzić, że nie istnieje.